„Trzy życzenia” Katarzyny Michalak są kontynuacją serii mazurskiej, która nieodmiennie zachwyca mnie swym klimatem. Dlatego też od chwili informacji o premierze, czekałam na nią z wielką niecierpliwością, tym bardziej, że była to absolutna niespodzianka ze strony autorki. Wspomniana seria z założenia miała być bowiem trylogią.
Czy „Trzy życzenia” okazały się tak dobre jak jej poprzedniczki?
Czy Katarzynie Michalak znów udało się mnie zaczarować?
(...)
A może ta powieść okazała się przysłowiowym „strzałem w kolano”?
Kiedy Natalia trafia do starego dworu, zagubionego gdzieś na Mazurach, po raz pierwszy od długiego czasu czuje, że znalazła swoje miejsce. Samotna, pełna kompleksów dziewczyna nie może uwierzyć, że zaczynają się spełniać jej trzy największe życzenia. Gdy jednak w Marcinkach pojawia się Damian – oschły, cyniczny i mroczny mężczyzna – Natalia znów traci nadzieję. Jest do niej zbyt podobny, dlatego rani najbardziej.
Pachnący domowym chlebem prosto z pieca dwór Marcinki staje się bezpieczną przystanią dla tych, co pogubili się w życiu. Pod opiekuńcze skrzydła cioci Jadwini trafią Nataniel Domoradzki i Siergiej Sodarow, bohaterowie „Trylogii Mazurskiej”. To tutaj Natalia i Damian będą zmagać się z przeszłością, odkrywać swoją wyjątkowość i wewnętrzną siłę. Jak potoczą się ich losy? Czy pewien szczególny wieczór, który spędzą przy wspólnym stole, stanie się dla nich czasem pełnym cudów? Czy spełnią się czyjeś trzy życzenia?
„Trzy życzenia” zaskoczyły mnie nowymi bohaterami, to było coś, czego po kontynuacji się nie spodziewałam.
Natalię poznajemy w chwili gdy los rzuca ją pod próg dworu cioci Jadwini. Ta ogromnie samotna i przerażająco zakompleksiona dziewczyna wzbudziła we mnie iście macierzyńskie uczucia. Nie sposób jej nie lubić. Jej dobre serce obejmuje niemalże cały otaczający ją świat.
W tym samym czasie do dworu Marcinki przyjeżdża Damian – młody mężczyzna, pełen nieufności, złości i żalu. Wraz z nim przybywa jego młodsza siostra Ala – osamotnione i znerwicowane dziecię, dla którego najlepszym lekiem na całe doświadczone zło jest ogrom miłości i czułości.
Od początku relacje pomiędzy Natalią a Damianem są napięte i gdyby nie łagodność cioci Jadwini ewidentnie w dworze wióry, by się grubo sypały.
Czy relacje pomiędzy tymi młodymi ludźmi mogą ulec zmianie?
Czy Ala znajdzie w końcu spokój i poczucie bezpieczeństwa?
Czy nad mazurskim dworem czarne chmury zawisną na długo?
„NIE ZMIENISZ PRZESZŁOŚCI, NIE NAPISZESZ NOWEGO POCZĄTKU, ALE ZAWSZE MOŻESZ WYCZAROWAĆ NOWE ZAKOŃCZENIE.” W powieści ponownie spotykamy dobrze znanych nam bohaterów: Nataniela Domoradzkiego z rodziną oraz Siergieja Sodarowa z Magdą. Muszę przyznać, że ich pojawienie się, było dla mnie jak spotkanie z najlepszymi przyjaciółmi. I dopiero w momencie, gdy pojawili się na kartach powieści uświadomiłam sobie jak bardzo za nimi tęskniłam. To zadziwiające uczucie – nie sądziłam nigdy, że mogę w takim stopniu przywiązać się do postaci literackich. A jednak. :) Czy w życiu Nataniela wszystko się poukładało tak, jak tego pragnął?
Czy jego małżeństwu nie zagraża najgorsze?
Czy miłość tych dwojga wystarczy, by przezwyciężyć trudne i przerażające chwile, jakie niesie im los?
Jaki związek tworzą Siergiej i Magda? Czy tych dwoje w końcu się dogada i znajdą drogę do pełni szczęścia? Jakie niespodzianki czekają srogiego Sodarowa i czy będzie na tyle odważny, by pokonać własny lęk w imię miłości?
Na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi podczas lektury „Trzech życzeń”, ja niestety nie mogę Wam zdradzić niczego więcej, bez odbierania przyjemności czytania.
„Trzy życzenia” to dość nietypowa kontynuacja Trylogii Mazruskiej. Można ją czytać jako zupełnie odrębną powieść, gdyż bohaterowie z poprzednich części stanowią zdecydowanie wątek poboczny w fabule.
Moim zdaniem, wiele wówczas stracicie.
„Trzy życzenia” nie zawiodły moich oczekiwań i mojej radości, jaką czułam przed premierą.
Katarzyna Michalak po raz niezliczony urzekła mnie swoim stylem pisania. Niewątpliwie autorka posiada niesamowity talent do snucia wielowątkowych powieści o jakże szeroko rozwiniętej fabule.
W odmętach internetu natrafiłam przypadkowo na słowa jednej z czytelniczek: „Nie rozumiem jednak dlaczego u Pani Michalak ludzie są tak nieszczęśliwi i poszkodowani przez los. Przecież to nierealne, że w jednym miejscu w tym samym czasie spotykają się pokrzywdzeni ludzie. Tymi nieszczęściami można byłoby całą wieś obdzielić.” Wiem, że czasami może się Wam wydawać, że autorka przesadza, że to naprawdę jest nierealne, a wręcz niemożliwe, by kumulacja nieszczęść spadających na ramiona jednej osoby może przybierać tak ogromną skalę. Że tymi fatalnymi zrządzeniami losu można by obdzielić spokojnie kilka innych osób i wówczas treść nabrałaby bardziej rzeczywistego wydźwięku.
Jednak nie potrafię się z tym zgodzić.
Z własnego doświadczenia wiem, że jest to jak najbardziej możliwe.
Niestety od kilku lat przechodzę notoryczny nawał nieszczęść, strat najbliższych mi osób, problemów, kłopotów, którymi mogłabym obdzielić mieszkańców mojego bloku. A kiedy już wydaje mi się, że zaczynam stawiać pewniejsze kroki na przód, widzę światełko spokoju w tunelu oraz czuję przemożną siłę kropli nadziei w sercu, wtedy znów wydarza się coś, co sprawia, że zamiast stać prosto z uniesioną głową, staję się tak mała wobec tego wszystkiego, że brak mi tchu.
Katarzyna Michalak świetnie odzwierciedla takie sytuacje w swoich powieściach, ma talent do dostrzegania tego czego inni nie widzą, bo przecież nikt nie obnosi się z nawałem swoich nieszczęść na ulicy czy w mediach społecznościowych. Ja również nie. I naprawdę niewiele jest osób, które wiedzą z czym borykam się od kilku lat i każdego dnia. Ludzie każdego dnia mijają mnie bez świadomości, że obok nich przechodzi ktoś, kto na swoich barkach dźwiga tak dużo.
Moim zdaniem, powieści Kasi, w takiej formie są w stanie choć kilku osobom uświadomić, że fabuła może być dla kogoś rzeczywistością, której nie życzę nikomu.
Życzę Wam za to – ogromnych pokładów empatii wobec ludzi mijanych na ulicy. I szczęścia, tak po prostu.
„ŻEBY BYĆ SZCZĘŚLIWYM, NIE TRZEBA OSIĄGNĄĆ DOSKONAŁOŚCI, TRZEBA ZAAKCEPTOWAĆ WŁASNĄ NIEDOSKONAŁOŚĆ. DOPIERO WTEDY MOŻNA OTWORZYĆ SIĘ NA MIŁOŚĆ.” „Trzy życzenia” dotykają najczulszych punktów w sercu, powodują nieopanowane przypływy i odpływy łez. Magia uczuć, piękne relacje między ludźmi, pełne wrażliwości i życzliwości, wzruszały mnie i rodziły nadzieję. Nadzieję, na to, że nawet największe tragedie i jeszcze większe dramaty mogą stać się któregoś dnia mniej bolesne, pod warunkiem, że na naszej drodze los postawi ludzi o pięknych duszach. Takie ludzkie anioły, które bezinteresownie pomogą wstać po najbardziej dotkliwym upadku.
Losy bohaterów wzruszały mnie i powodowały brak tchu oraz palący ból w sercu. Katarzyna Michalak (podobnie jak ja) wciąż wierzy, że w każdym człowieku tkwi dobro, choćby głęboko ukryte. I przenosi tę wiarę na wykreowanych przez siebie bohaterów. Nie są idealni, są po prostu zwykłymi ludźmi, pełnymi słabości i wad, pełnymi strachu i niejednokrotnie złości. Są ludźmi, na których drodze autorka stawia właśnie anioły, które w każdej osobie widzą człowieka, darzą go zaufaniem, wiarą i pomagają im wyjść na prostą.
Wierzę, że na mojej drodze, któregoś dnia stanie taki właśnie anioł.
Ps. Z nieskrywaną radością odkryłam, że w rodzinnym domu autorki istnieje mocno zakorzeniona tradycja kulinarna związana ze świętami Bożego Narodzenia –> mianowicie wigilijne gołąbki z kapusta i grzybami :) Pani Kasiu – jest pani pierwszą osobą jaką znam, u której na świątecznym stole ta potrawa jest obowiązkowa, podobnie jak u mnie.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.
Czy „Trzy życzenia” okazały się tak dobre jak jej poprzedniczki?
Czy Katarzynie Michalak znów udało się mnie zaczarować? (...)
A może ta powieść okazała się przysłowiowym „strzałem w kolano”?
Kiedy Natalia trafia do starego dworu, zagubionego gdzieś na Mazurach, po raz pierwszy od długiego czasu czuje, że znalazła swoje miejsce. Samotna, pełna kompleksów dziewczyna nie może uwierzyć, że zaczynają się spełniać jej trzy największe życzenia. Gdy jednak w Marcinkach pojawia się Damian – oschły, cyniczny i mroczny mężczyzna – Natalia znów traci nadzieję. Jest do niej zbyt podobny, dlatego rani najbardziej.
Pachnący domowym chlebem prosto z pieca dwór Marcinki staje się bezpieczną przystanią dla tych, co pogubili się w życiu. Pod opiekuńcze skrzydła cioci Jadwini trafią Nataniel Domoradzki i Siergiej Sodarow, bohaterowie „Trylogii Mazurskiej”. To tutaj Natalia i Damian będą zmagać się z przeszłością, odkrywać swoją wyjątkowość i wewnętrzną siłę. Jak potoczą się ich losy? Czy pewien szczególny wieczór, który spędzą przy wspólnym stole, stanie się dla nich czasem pełnym cudów? Czy spełnią się czyjeś trzy życzenia?
„Trzy życzenia” zaskoczyły mnie nowymi bohaterami, to było coś, czego po kontynuacji się nie spodziewałam.
Natalię poznajemy w chwili gdy los rzuca ją pod próg dworu cioci Jadwini. Ta ogromnie samotna i przerażająco zakompleksiona dziewczyna wzbudziła we mnie iście macierzyńskie uczucia. Nie sposób jej nie lubić. Jej dobre serce obejmuje niemalże cały otaczający ją świat.
W tym samym czasie do dworu Marcinki przyjeżdża Damian – młody mężczyzna, pełen nieufności, złości i żalu. Wraz z nim przybywa jego młodsza siostra Ala – osamotnione i znerwicowane dziecię, dla którego najlepszym lekiem na całe doświadczone zło jest ogrom miłości i czułości.
Od początku relacje pomiędzy Natalią a Damianem są napięte i gdyby nie łagodność cioci Jadwini ewidentnie w dworze wióry, by się grubo sypały.
Czy relacje pomiędzy tymi młodymi ludźmi mogą ulec zmianie?
Czy Ala znajdzie w końcu spokój i poczucie bezpieczeństwa?
Czy nad mazurskim dworem czarne chmury zawisną na długo?
„NIE ZMIENISZ PRZESZŁOŚCI, NIE NAPISZESZ NOWEGO POCZĄTKU, ALE ZAWSZE MOŻESZ WYCZAROWAĆ NOWE ZAKOŃCZENIE.” W powieści ponownie spotykamy dobrze znanych nam bohaterów: Nataniela Domoradzkiego z rodziną oraz Siergieja Sodarowa z Magdą. Muszę przyznać, że ich pojawienie się, było dla mnie jak spotkanie z najlepszymi przyjaciółmi. I dopiero w momencie, gdy pojawili się na kartach powieści uświadomiłam sobie jak bardzo za nimi tęskniłam. To zadziwiające uczucie – nie sądziłam nigdy, że mogę w takim stopniu przywiązać się do postaci literackich. A jednak. :) Czy w życiu Nataniela wszystko się poukładało tak, jak tego pragnął?
Czy jego małżeństwu nie zagraża najgorsze?
Czy miłość tych dwojga wystarczy, by przezwyciężyć trudne i przerażające chwile, jakie niesie im los?
Jaki związek tworzą Siergiej i Magda? Czy tych dwoje w końcu się dogada i znajdą drogę do pełni szczęścia? Jakie niespodzianki czekają srogiego Sodarowa i czy będzie na tyle odważny, by pokonać własny lęk w imię miłości?
Na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi podczas lektury „Trzech życzeń”, ja niestety nie mogę Wam zdradzić niczego więcej, bez odbierania przyjemności czytania.
„Trzy życzenia” to dość nietypowa kontynuacja Trylogii Mazruskiej. Można ją czytać jako zupełnie odrębną powieść, gdyż bohaterowie z poprzednich części stanowią zdecydowanie wątek poboczny w fabule.
Moim zdaniem, wiele wówczas stracicie.
„Trzy życzenia” nie zawiodły moich oczekiwań i mojej radości, jaką czułam przed premierą.
Katarzyna Michalak po raz niezliczony urzekła mnie swoim stylem pisania. Niewątpliwie autorka posiada niesamowity talent do snucia wielowątkowych powieści o jakże szeroko rozwiniętej fabule.
W odmętach internetu natrafiłam przypadkowo na słowa jednej z czytelniczek: „Nie rozumiem jednak dlaczego u Pani Michalak ludzie są tak nieszczęśliwi i poszkodowani przez los. Przecież to nierealne, że w jednym miejscu w tym samym czasie spotykają się pokrzywdzeni ludzie. Tymi nieszczęściami można byłoby całą wieś obdzielić.” Wiem, że czasami może się Wam wydawać, że autorka przesadza, że to naprawdę jest nierealne, a wręcz niemożliwe, by kumulacja nieszczęść spadających na ramiona jednej osoby może przybierać tak ogromną skalę. Że tymi fatalnymi zrządzeniami losu można by obdzielić spokojnie kilka innych osób i wówczas treść nabrałaby bardziej rzeczywistego wydźwięku.
Jednak nie potrafię się z tym zgodzić.
Z własnego doświadczenia wiem, że jest to jak najbardziej możliwe.
Niestety od kilku lat przechodzę notoryczny nawał nieszczęść, strat najbliższych mi osób, problemów, kłopotów, którymi mogłabym obdzielić mieszkańców mojego bloku. A kiedy już wydaje mi się, że zaczynam stawiać pewniejsze kroki na przód, widzę światełko spokoju w tunelu oraz czuję przemożną siłę kropli nadziei w sercu, wtedy znów wydarza się coś, co sprawia, że zamiast stać prosto z uniesioną głową, staję się tak mała wobec tego wszystkiego, że brak mi tchu.
Katarzyna Michalak świetnie odzwierciedla takie sytuacje w swoich powieściach, ma talent do dostrzegania tego czego inni nie widzą, bo przecież nikt nie obnosi się z nawałem swoich nieszczęść na ulicy czy w mediach społecznościowych. Ja również nie. I naprawdę niewiele jest osób, które wiedzą z czym borykam się od kilku lat i każdego dnia. Ludzie każdego dnia mijają mnie bez świadomości, że obok nich przechodzi ktoś, kto na swoich barkach dźwiga tak dużo.
Moim zdaniem, powieści Kasi, w takiej formie są w stanie choć kilku osobom uświadomić, że fabuła może być dla kogoś rzeczywistością, której nie życzę nikomu.
Życzę Wam za to – ogromnych pokładów empatii wobec ludzi mijanych na ulicy. I szczęścia, tak po prostu.
„ŻEBY BYĆ SZCZĘŚLIWYM, NIE TRZEBA OSIĄGNĄĆ DOSKONAŁOŚCI, TRZEBA ZAAKCEPTOWAĆ WŁASNĄ NIEDOSKONAŁOŚĆ. DOPIERO WTEDY MOŻNA OTWORZYĆ SIĘ NA MIŁOŚĆ.” „Trzy życzenia” dotykają najczulszych punktów w sercu, powodują nieopanowane przypływy i odpływy łez. Magia uczuć, piękne relacje między ludźmi, pełne wrażliwości i życzliwości, wzruszały mnie i rodziły nadzieję. Nadzieję, na to, że nawet największe tragedie i jeszcze większe dramaty mogą stać się któregoś dnia mniej bolesne, pod warunkiem, że na naszej drodze los postawi ludzi o pięknych duszach. Takie ludzkie anioły, które bezinteresownie pomogą wstać po najbardziej dotkliwym upadku.
Losy bohaterów wzruszały mnie i powodowały brak tchu oraz palący ból w sercu. Katarzyna Michalak (podobnie jak ja) wciąż wierzy, że w każdym człowieku tkwi dobro, choćby głęboko ukryte. I przenosi tę wiarę na wykreowanych przez siebie bohaterów. Nie są idealni, są po prostu zwykłymi ludźmi, pełnymi słabości i wad, pełnymi strachu i niejednokrotnie złości. Są ludźmi, na których drodze autorka stawia właśnie anioły, które w każdej osobie widzą człowieka, darzą go zaufaniem, wiarą i pomagają im wyjść na prostą.
Wierzę, że na mojej drodze, któregoś dnia stanie taki właśnie anioł.
Ps. Z nieskrywaną radością odkryłam, że w rodzinnym domu autorki istnieje mocno zakorzeniona tradycja kulinarna związana ze świętami Bożego Narodzenia –> mianowicie wigilijne gołąbki z kapusta i grzybami :) Pani Kasiu – jest pani pierwszą osobą jaką znam, u której na świątecznym stole ta potrawa jest obowiązkowa, podobnie jak u mnie.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak Literanova.